Witaj!

Magiczna granica pomiędzy 'nie rozumieniem' a ' rozumieniem'


-->Granica pomiędzy jeszcze nie rozumiem a juz rozumiem. Gdzie się znajduje? Kiedy jej oczekiwać? Jak ją przekroczyć?
W pewnym momencie procesu uczenia, właściwie z dnia na dzień zaczynamy język... umieć. W jednej chwili języka nie umieliśmy, trudziliśmy się wielce, by się go nauczyć aby nagle w drugim momencie nauka nabrałą niesamowitego pędu i łatwości w poczynieniu zawrotnych postępów..
Zaczynając naukę od zera:
  • wysilamy się nad zapamiętywaniem słów, zwrotów, znaczeń, konstrukcji gramatycznych;
  • wymagamy wielu powtórek i praktyki zanim wreszcie je utrwalimy;
  • głowimy się i trudzimy, gdy chcemy coś powiedzieć, wyrazić własne przemyślenia, emocje czy po prostu gdy potrzebujemy się porozumieć;
  • oglądając film nie mamy pojęcia o czym jest mowa;
  • czytając książkę szybko się poddajemy ponieważ z wielkim wysiłkiem przychodzi nam rozumienie;
aż nagle przychodzi taki moment, właściwie sami sobie nie zdajemy z tego sprawy kiedy, gdy to co umiemy umożliwia nam zrozumienie sensu wypowiedzi:
  • oglądamy film bez frustracji, że nie wiemy o co chodzi; oglądamy go i zapominamy, że jest w innym języku; po prostu skupiamy się na akcji bez rozproszenia obcym językiem;
  • możemy czytać wreszcie książki i zaciekawienie losami bohaterów ponownie odwodzi naszą uwagę od słów, których nie znamy;
  • rozumiemy co do nas ktoś mówi i potrafimy odpowiedzieć;
  • korzystamy z języka i to korzystanie nas nie męczy, ale cieszy;
  • nasze rozumienie nie obejmuje każdego jednego słowa; dalej nie rozumiemy więcej niż rozumiemy, tzn. gdyby przyszło nam dosłownie przetłumaczyć fragment książki słowo po słowie to najpewniej okazało by się, że jest to zadanie przerastające nas, ale w samym czytaniu brak rozumienia każdego jednego słowa nie odbiera nam przyjemności wynikającej ze śledzenia akcji. Wiemy o czym czytamy;
  • budujemy wypowiedzi, które nie są oczywiście zupełnie poprawne gramatycznie, a i nie zawsze też używamy prawidłowej terminologii;
  • nieustannie używamy opisów na okrętkę by wytłumaczyć co mamy na myśli, kiedy brakuje nam słownictwa;
  • jesteśmy zdolni posługiwać się już tylko językiem docelowym mimo, że czasem bardzo nieskładnie;
Zjawisko to następuje tak po prostu - z dnia na dzień. Nagle porzucamy całą znajomojęzyczną podporę i zaczynamy radzić sobie wyłącznie w języku docelowym.
Oczywiście przekroczenie tej magicznej granicy ( w odczuciu subiektywnym realnie jest to magia ) najbardziej odczuwalne jest podczas codziennego obcowania z językiem. Wtedy również postęp w nauce jest błyskawiczny.
Używając wspomnianych opisów na okrętkę dla brakujących nam nazw mobilizujemy naszego rozmówcę, aby nas powiadomił/ nauczył tego konkretnego słowa, które potrzebujemy do zbudowania porządanego zdania.  Kolejnym razem słowo już pamiętamy. I w ten sposób idziemy jak burza w doskonaleniu języka.
Co jednak gdy nie mamy możliwości mieszkania za granicą? No cóż.. nie będąc świadomym takiego zjawiska możemy je przeoczyć, co może przełożyć się na opóźnieniee procesu nauki.
 
Odnosząc to do własnego przykładu- uczyłam się języka hiszpańskiego z podręcznika. Nie wspierałam się żadnymi żywymi materiałami. Bez filmów, muzyki, książek, artykułów i bez konwersacji w tym języku.
Zacięcie przerabiałam samouczek i zajęło mi to w sumie jakieś 3 lata! Liczne powtórki, zawroty do początku itd. W efekcie po przerobieniu samouczka rozumiałam już większość. Nie było żadnej niecierpliwości kiedy wreszcie będę mogła zacząć korzystać z języka. Zrobiłam podręcznik - korzystałam ze zdobytej wiedzy.. Nie wiem w którym momencie przeszłam na drugą stronę rozumienia, do samego końca nauka przebiegałą w ten sam mechaniczny sposób. Jak widać jest to jakaś metoda.. jednostajna, mało produktywna i efektywna metoda kucia.. 
Później doświadczyłam naturalnego przyswajania języka- dwukrotnie, mieszkając za granicą, bez pomocy podręczników, bez nauki na pamięć, nauczyłam się komunikatywnie języków obcych (włoski i grecki). Przeżycie to diametralnie odmieniło moje spojrzenie na naukę języków obcych, stawiając po przeciwnej stronie zwolenctwa wkuwania na pamięć i niekończących się ćwiczeń czy powtórek. Odtąd ucząc się innych języków nie przebywając w krajach, w których posługuje się nimi ludność staram się sobie stworzyć warunki jak najbardziej podobne do tych, które mam będąc w kraju języka docelowego. Wykorzystująć wcześniejsze doświadczenia nie przegapię magicznej granicy przez co nauka w pewnym momencie ma szasnę rozwinąć w pełni skrzydła i poszybować.
Jak jej nie przegapić?
  • korzystać z wielu materiałów ożywiających naukę;
  • szanując doświadczenia innych językowców, którzy odnieśli sukces w nauce języków - przerabiać podręcznik jak najbardziej, ale obok niego oglądać, słuchać, czytać, patrzeć na tekst, próbować pisać/mówić na długo zanim będzie to przebiegać bezproblemowo;
Opisywana granica to punkt, w którym mózg jest oswojony z obcym językiem i nie wzbrania się przed nim, próbując go odrzucić. Bowiem naturalną reakcją mózgu na nowe nazwy dla przedmiotów i zjawisk mu znanych jest właśnie potraktowanie ich jako - kłamstwo, którego nie ma powodu zachować w pamięci ( więcej we wpisie Mózg i nauka języków obcych)Wtedy cały proces zapamiętywania odbywa się już bez naszego wysiłku czy świadomości. Ważne jedynie by obcować z żywym językiem dużo i często i nie ma tu znaczenia czy się mieszka w obcym kraju czy nie.
Czy wy też coś takiego przeżyliście? :)
----------------------------------------------------------------------------------------
Opisywane przeze mnie zjawisko bardzo trafnie zobrazował Cinex z Develop-blog.com :) :
Przeczytaj również:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Prześlij komentarz

23 Komentarze

  1. o kurczę... ja czegos takiego jeszcze nie doświadczyłam, a szkoda :( chyba musze poszukac na necie jakichś seriali w j. włoskim, a może Ty jakies znasz?? w każdym razie cały czas czekam na takie magiczne wydarzenie jakim jest oswojenie mózgu z obcym językiem do takiego stopnia, jak to opisałas :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. edit: juz zauważyłam posta z linkiem do włoskich filmów i seriali :) fajnie :)
    a kiedys widziałam piekny film "graffio di tigre" czy;li "blizny miłości" ale nigdzie nie moge go znalezc w sieci, nawet po włosku :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Wlochami jest na tyle dobrze jesli chodzi o korzysc dla uczacych sie, ze wszystkie seriale obcojezyczne maja dubbing ;] Wiec mozesz ogladac co tylko chcesz po wlosku, wszelkie ulubione seriale, nowe filmy itp.. problem sie pojawia, gdy zamieszkujesz we Wloszech - tam nawet w kinie nowe filmy maja dubbing.. wtedy moze to zaczac dokuczac :P

    OdpowiedzUsuń
  4. odnosnie Twojego komentarza u mnie: czemu nie możesz mnie obserwowac? tzn mam nadzieje, ze to wynika tylko z natłoku innych blogów, które obserwujesz, a nie z tego, że coś u mnie w ustawieniach nawaliło :P moja historia jest oparta na moim życiu. masz rację: kied sie cos przezyło najłatwiej jest o tym pisac :) zapraszam do lektury kolejnego wpisu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacytuję:
    "Po pierwsze i najważniejsze korzystać z wielu materiałów ożywiających naukę. Mam tu na myśli to o czym piszą również inne osoby, które odniosły sukces w nauce języków - Przerabiać podręcznik jak najbardziej, ale obok niego oglądać, czytać, patrzeć na tekst, próbować pisać/mówić na długo zanim będzie to szło łatwo."

    Otóż to! Czego nie mogę zrozumieć to osób, które zaczynają się uczyć języka i uważają, że nie będą w ogóle korzystać z oryginalnych źródeł, bo są dla nich za trudne. Stwierdzają, że nie będą czytać gazet, książek czy oglądać filmów, bo niewiele rozumieją. Problem jednak w tym, że bez tych trudnych początków, kiedy niewiele się rozumie, nikt języka się jeszcze nie nauczył. A im szybciej ktoś zacznie przeglądać materiały wyprodukowane, jak w Twoim przypadku, przez Chińczyka dla Chińczyka, tym szybciej nauczy się chińskiego.

    Teraz przejdźmy do sedna. Tzw. "epiphany point" (swoją drogą zawsze mnie ta nazwa bawi, bo bardziej kojarzy mi się z religią niż lingwistyką) jest zjawiskiem ciekawym, ale bardzo trudnym do zdefiniowania. Czytałem relacje osób, które jednego dnia wstały z łóżka i stwierdziły "wow, wreszcie umiem język i rozumiem prawie wszystko". Ale czytałem też relacje osób, które władają językiem obcym niemal perfekcyjnie i raczej zauważały stały wzrost swoich umiejętności bez jakichś magicznych punktów. Czy brak doświadczenia tego zjawiska będzie spowalniał naukę? Moim zdaniem, jeśli ktoś spędza z danym językiem mnóstwo czasu to jest to raczej bez znaczenia. Ja w każdym razie zawsze porównuję swoje umiejętności w stosunku do tego co umiałem np. rok temu - filmy oglądam tak czy tak bez napisów w każdym z języków jakich się uczę, a książki czytam w oryginale. Nie wierzę w magiczne punkty, wierzę w systematyczną pracę. Tak czy inaczej nie ma to większego znaczenia - efekt w postaci opanowania języka będzie zapewne identyczny :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Obawiam się, że ja też nie doświadczyłam czegoś takiego. Niestety, bo to musi być niesamowite - obudzić się i odkryć, że rozumie się obcy język...
    Za to doskonale pamiętam dzień, kiedy powiedziałam moje pierwsze "naturalne" zdanie po japońsku - nie takie, które układaliśmy na zajęciach w ramach ćwiczeń, a właśnie naturalne, przydatne. Konkretniej: spytałam sensei'a, czy w następny wtorek też piszemy test. I to faktycznie było coś, tak nagle móc wyrazić w obcym języku choćby tak prostą myśl...!
    Btw, dziękuję bardzo za linka :). Teraz wprawdzie wciągnęłam się już w jedną dramę, której na tej stronie akurat nie ma, ale na pewno skorzystam niej jak obejrzę wszystkie odcinki :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Nalesnikowa, Aithne i Karol- dzieki za komentarze

    nie do konca wierze w to, ze mozna sie nagle obudzic i stwierdzic, ze sie prawie wszystko rozumie, od tak, z dnia na dzien. To sie moze odbyc chyba jedynie jesli ktos uczy sie jezyka bez podpierania sie innymi materialami i nagle w jakiejs bardziej zaawansowanej czesci kursu decyduje sie na rozpoczecie uzywania jezyka i wtedy go uderza jak duzo umie. No bo jesli nie tak to jakim cudem?

    Ta granica, ktora opisuje jest najbardziej widoczna jesli zyje sie i uczy w obcym kraju, gdzie nieustannie potrzeba uzywac innego jezyka. Tam codzienna rozmowa jest najlepsza weryfikacja. I przychodzi taki moment, w ktorym opanowujemy podstawowe slownictwo wystarczajace do komunikacji. Wtedy wiecej mowimy w danym jezyku, wiecej go uzywamy i mimo, ze mowimy niepoprawnie z poczatku to jednak wtedy rusza caly mechanizm nauki. Bo jednak mowimy i przyswajamy prawidlowe formy, ktore slyszymy u naszych rozmowcow. Kazda rozmowa jest lekcja danego jezyka.
    Do momentu opanowania tej pewnej liczby slow bardzo sie gimnastykuje czlowiek, zeby wyrazic co ma na mysli, zeby w ogole sie nauczyc zwrotow, ma problem z chocby dopytaniem jak cos powiedziec w interesujacym go jezyku.
    pozniej jednak idzie niezwykle latwo. Zostaje przelamana bariera nie rozumienia i nauka idzie ekspresowo.
    Nie podejrzewam, ze to zjawisko wystepuje wylacznie u ludzi uczacych sie jezyka za granica. Hiszpanskiego uczylam sie sama w Polsce. Uczylam sie i robilam postepy, drobnymi krokami do przodu. Zadnego przekroczenia widzialnych granic. Nic. Jednakze doswiadczenie zdobyte za granica dalo mi inne spojrzenie w ogole na proces nauki.
    W ten sposob uczac sie, obcujac jak najwiecej i od samego poczatku z codziennym jezykiem ludzi, ktorzy posluguja sie nim od urodzenia znowu dostrzegam, ze zblizam sie do punktu rozumienia takiej ilosci slow, ktora umozliwi mi rozumienie jezyka w ogole, sensu wypowiedzi bez znania wszystkich pojedynczych slow w zdaniu.
    Troche to zakrecilam.. mam nadzieje, ze da sie to zrozumiec heh
    Caly problem polega na tym, ze kiedy sie przechodzi przez ta granice nie zauwazajac jej odbiera sie sobie ogromnego kopa motywacyjnego i przyspieszenia nauki.
    Z ta granica jest tak - musisz nagle radzic sobie tylko i wylacznie w obcym jezyku - poradzisz sobie z tym co umiesz czy nie? jesli nie to jestes jeszcze przed, jesli tak, nawet nieskladnie to juz jestes za -jak jestes za to nauka moze isc blyskawicznie jesli w prawidlowy sposob sie o tym mysli i dziala.
    Oczywiscie nie jest to jakies naukowo poparte twierdzenie, ( a moze i jest ale nawet nie szukalam :P) to po prostu moja obserwacja na podstawie moich doswiadczen oraz innych osob, ktore uczyly sie jezyka za granica :)

    OdpowiedzUsuń
  8. własnie obejrzałam odcienek "Don Matteo" cały w j. włoskim :) nie było łatwo, zwłaszcza, że mało rozumiałam, dosłownie pare słów, ale sprawiło mi to wiele radosci.:)
    co do mojego bloga: nie wiesz może gdzie sie to ustwaia,zeby mozna było go obesrwowac? bo ja zupełnie nie wiem :(

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki za wpis :) Ja uczę się angielskiego chyba od 100 lat ;) Sporo rozumiem, ale nie wszystko. Ostatnio rozmawiałam z przyjaciółką i mówiłam jej, ze przez to, że codziennie uczę się czuję, myślę, że zacznę rozumieć 90% tekstu słyszanego. Nie umiem wytłumaczyć skąd mi się to wzięło ale tak czuję :) Dlatego kiedy przeczytałam wpis na Twoim blogu postanowiłam dopytać Cię. Cieszę się, że dzielisz się Twoimi doświadczeniami, bo to znaczy, że nie zwariowałam :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Pamiętam dwie takie sytuacje.
    1. Ateński balkon, relaksik po pracy (w doborowym towarzystwie %, hihihi). Współlokator chce mi dokuczyć i rzuca mi jakimś głupim tekstem po grecku. Nie pozostaję mu dłużna i zaczynamy się kłócić. Po dobrej godzinie współlokatro do mnie z wyrzutem: "a mówiłaś, że nie znasz greckiego, a nawijasz jak stara Greczynka"
    2. Po wakacjach spędzonych z grecką rodziną - całkowite zanurzenie w język. Po polsku - tylko rozmowy telefoniczne raz na jakiś czas. Wdaję się w dyskusję z moim greckim szwagrem. Gadamy, gadamy i w pewnym momencie szwagier zdziwiony zwraca się do siostry: "Ty, ona gada! Wprawdzie śmiesznie, ale gada!"
    Samopoczucie w takich sytuacjach - bezcenne:D

    Gorzej, że teraz, po kilku latach, więcej rozumiem niż umiem powiedzieć:(

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój wpis Ev przywodzi mi na myśl słowa doktora, który uczył mnie w poprzednim semestrze fizyki. Wiem, że dziedzina nauki jakże odmienna od nauki języków obcych. Ale wydaję mi się, że zasada jaką on starał się nam wpoić jest bardzo podobna do granicy którą opisujesz w artykule.

    Otóż wykładowca mówił nam żebyśmy się uczyli regularnie - to był podstawowy warunek, dodatkowo oczywiście podczas jego wykładów przeprowadzał wiele doświadczeń które miały nas zachęcić do zainteresowania się tematem. Tutaj nawiązuje do tego co napisałaś "Po pierwsze i najważniejsze korzystać z wielu materiałów ożywiających naukę." To wszystko razem da nam wykładniczy wzrost naszych umiejętności i wiedzy. Dla wszystkich, którzy nie wiedzą prezentuje wykres: http://dl.dropbox.com/u/1600385/wykladniczy-wzrost-umiejetnosci.JPG

    Myślę, że to właśnie obrazuje tą granice. Po prostu od pewnego momentu, wszystko zaczyna się kleić i składać w logiczną całość. Nie mówię, że tak samo należy uczyć się przedmiotów ścisłych jak języków obcych. Bo z fizyki dużo więcej da nam robienie zadań niż czytanie podręcznika. Ucząc się języka obcego może być na odwrót. Ale chcę naświetlić jak ważna jest zasada o której napisałaś. Taka granica wg. mnie występuje w większości dziedzin w jakich możemy przyswajać wiedzę. Trzeba najpierw przetrwać najtrudniejszy i najbardziej pracowity okres, aby potem mogło być już tylko łatwiej i przyjemniej.

    Jeszcze odnośnie wrażeń i poczucia przekroczenia tej granicy. To obecnie czuje, że ją powoli przekraczam bo staram się dużo czytać. I tak jak mi kiedyś poradziłaś Ev czytam i nie spisuje wszystkich możliwych niezrozumiałych słówek, tylko po prostu czytam i to daje dużo lepsze efekty.

    Ale pamiętam jedną sytuacje, kilka lat temu gdy moja wiedza z angielskiego była znacznie uboższa niż dziś. Otóż w sklepie pewna pani zapytała mnie o coś w języku angielskim. Ja jako, że nie miałem okazji (obecnie również takiej nie mam) rozmawiania z obcokrajowcami po angielsku, niezwykle się tą sytuacją podekscytowałem. Oczywiście pomogłem pani moim na wpół łamanym angielskim z licznymi eeee i yyyyy. I oczywiście strasznie miło mi się z nią rozmawiało, zamieniliśmy jeszcze dodatkowo kilka słów na jakiś poboczny temat, a pod koniec nieznajoma podziękowała i pochwaliła, że tak młoda osoba pomogła jej w obcym języku.

    Ale pamiętam jak serce mi wtedy szybciej zabiło, że mogę z kimś w języku angielskim porozmawiać. I to nie tak, że z koleżanką albo kolegą wtrącając co chwile.. "kurde nie pamiętam jak było.." bo wiadomo, że druga osoba nie wie co mówię. I właśnie utkwiło mi w pamięci, że wtedy po prostu myślałem po angielsku.. nie wiem czy jest takie określenie, ale było to wyjątkowo niesamowite uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Naleśnikowa - gratuluje obejrzanego odcinka ;) Niestety nie mam pojecia o czym jest ten serial, ja jak ogladam cos po wlosku ( czyli prawie wcale ) to jest zazwyczaj jakis nowy holywoodzki film :D jesli bedzie ciekawe to daj znac, tez powinnam na cos po wlosku patrzec.
    Co do opcji obserwowanie- to sie dodaje w ustawieniach w szablonie, dodaj element i tam bedzie :)

    Ksy - nie ma za co i nie, nie jestes wariatka :D A jak Ci ktos cos kiedys zarzuci to powiedz mu zeby zajrzal do mnie na bloga, zeby zobaczyl prawdziwego wariata ;)

    qqwaya - rozumiem Twój ból.. :/ podobnie jest z moim włoskim.. zwłaszcza, że nie poświęcam mu wiele uwagi.. no ale cóż zamiłowanie (chiński) i obowiązek (niemiecki) wygrywają..
    Teraz jak napisałaś, że masz greckiego szwagra zaczynam rozumieć skąd u Ciebie takie zamiłowanie do greckiego, to się zaczęło od Twojego pobytu w Grecji, prawda? Po za tym wydawało mi się, że u Ciebie przy Twoim zamiłowaniem powinno być tylko lepiej ze znajomością greckiego, a nie gorzej.. czemu tak jest?

    Cinex! Zrozumiałeś w 100% o co mi chodzi! Czy ja moge sobie wstawić ten wykres w notke? oczywiście opatrzę adresem Twojego bloga.

    Napisałeś "Bo z fizyki dużo więcej da nam robienie zadań niż czytanie podręcznika" - odpowiem jakie jest na to zagadnienie moje spojrzenie jeśli chodzi o jezyki - "Bo w nauce języków dużo więcej da nam praktyka/ćwiczenie tego czego się uczymy niż czytanie podręcznika" Z fizyką nigdy nie miałam wiele wspólnego, ale domyślam się że aby ćwiczyć najpierw trzeba przeczytać teorię z podręcznika - jeśli chodzi o języki- najpierw teoria a następnie zastosowanie w praktyce, czyli ćwiczenie.

    a określenie - myślenie w innym języku jak najbardziej jest prawidłowe. Żeby na prawdę umieć język trzeba w nim myśleć a nie myśleć po polsku i tłumaczyć na obcy i mówić.

    Szkoda, że nie masz możliwości rozmowy z obcokrajowcami:/ w próbowałeś może pisać przez np icq ? ja jako dziecko szukałam znajomych z różnych krajów przez 'icq' i z nimi pisałam, niewątpliwie dużo mi to dało i zdobyłam wiele cennych przyjaźni.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dokładnie w ten sposób wyglądała moja przygoda z angielskim. Najpierw naukę zacząłem w szkole, ale mało rozumiałem z żywego języka, przełom nastąpił, gdy wyjechałem na kilka miesięcy do Stanów, na początku było trudno, jednak ciągle 'napychałem się' amerykańskimi serialami, do tego jeszcze kontakt z językiem codziennie, na każdym kroku. W pewnym momencie coś pękło i mój angielski strasznie przyspieszył - tak jak opisujesz. Tą 'barierę' porównałbym do szklanej ściany na którą napiera nasza wiedza, w pewnym momencie ściana nie wytrzymuje i to co wiemy uwalnia się, pozwalając na maksymalną efektywność - przynajmniej takie jest moje wyobrażenie;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ev bardzo mi miło że się wykres spodobał. Nie jest może zbyt piękny (paint na szybko). Ale myślę, że dodatkowo wzmocni przekaz wpisu, wiec jak najbardziej możesz go w notce zamieścić!

    Co do szukania kontaktów przez internet. To kiedyś na ang.pl i innych tego typu serwisach szukałem osób które uczą się angielskiego i chcą razem rozmawiać na gg lub skype. Ale po pierwsze to nie to samo co rozmowa z rodowitym anglikiem / amerykaninem. A po drugie tylko niewielkiemu procentowi osób na tych serwisach starcza determinacji do dłuższego utrzymywania kontaktu. Trochę mój błąd może był w tym, że na tym jedynie poprzestałem i nie szukałem ludzi z innych krajów.

    OdpowiedzUsuń
  15. EV, zamiłowanie do greckiego wzięło się z kilku czynników. Zaczęło się od tego, że byłam tzw. genialnym dzieckiem, które w wieku czterech lat płynnie czytało. Dzięki mojej mamie zawsze w domu było multum materiałów do nauki angielskiego (jeszcze nawet leży w domu kompletny kurs na płytach winylowych:D) I tak nie wiedzieć kiedy łapnęłam pierwsze mikropodstawy angielskiego. Nie chodziłam jeszcze do szkoły, kiedy twierdziłam wszem i wobec, że znam angielski, bo przecież "łan tu fri..." i "majnejmizdżon";)
    Przez pierwsze lata szkoły właściwie nie miałam co robić, bo reszta klasy męczyła temat nauki płynnego czytania, co ja już dawno umiałam. Kiedy w czwartej klasie rozpoczęliśmy angielski - znalazłam się w analogicznej sytuacji. Byłam daleko przed klasą a to, czego do tej pory nie wiedziałam, wchodziło do głowy samo.
    Schody zaczęły się w wyższych klasach, bo okazało się, że umiejętność czytania i dobra opinia to jednak nie wszystko, czasem trzeba się pouczyć a tego właśnie nie umiem. Jedynie z angielskim do końca podstawówki nie miałam problemów i ukończyłam szkołę z opinią najlepszej uczennicy w klasie (w zakresie języka).
    Do znajomych przyjeżdżały dwie Niemki w moim wieku, z którymi miałam okazję pogadać sobie po angielsku, więc cośtam rzeczywiście wiedziałam. Nawet próbowałyśmy uczyć się wzajemnie pol-niem, ale znajomość się rozpadła.
    W liceum przypadł mojej klasie do nauki niemiecki. Ja chciałam kontynuować angielski, więc strasznie się obraziłam (wiesz, ten głupi wiek, hihi) i Niemca nie uczyłam się wcale. Zapamiętałam tylko "dzieńdobry" i "jestem w ciąży".
    A dużo, dużo później los mnie rzucił do Grecji. Pojechałam na pewniaka, przekonana, że dogadam się po angielsku i... Przeżyłam straszną porażkę, bo okazało się, że niewiele potrafię wydukać, jąkam się, nie jestem pewna ani jednego słowa, czy poprawnie stosuję itd. No i musiałam się przestawić na grecki.

    Pamiętam taką scenę. Komunikowałam się już jako tako po grecku, kiedy sąsiad zapytał mnie o coś, czego kompletnie nie rozumiałam (chodziło o to, czy dom, w którym spędzaliśmy wakacje wynajęliśmy, kupiliśmy, padły po prostu słowa, z którymi wcześniej nie miałam kontaktu) więc musiałam się ratować nieśmiertelnym "den katalaweno. Den ksero ellinika poly kala"
    - do you speak english? - zapytał mój rozmówca
    - nai, ligo - odpowiedziałam I tak nam się toczyła rozmowa. On po angielsku, ja po grecku:) Zresztą do końca wakacji już z tym sąsiadem rozmawiałam w ten sposób:)
    To też było ciekawe doświadczenie i podsumowanie mojej znajomości języków.
    Wiedząc to wszystko, postanowiłam sobie że nie dopuszczę do tego, by z moim greckim stało się to co angielskim. I właśnie stąd moje zamiłowanie do greckiego. Szwagier to najmniej lubiany aspekt w tym wszystkim:D

    A czemu tak słabo mi idzie? Bo jak pisałam na początku tego przydługiego komentarza (wybacz) nigdy nie nauczyłam się uczyć! Pewne rzeczy wchodzą mi do głowy same a inne za żadne skarby nie chcą do niej wejść. Dołóż do tego słomiany zapał, łapanie tysiąca srok za ogon i masz odpowiedź. Czytam Wasze (Twoje i innych "językowców") blogi i jestem pełna podziwu dla Waszej konsekwencji, samozaparcia i próbuję się od Was uczyć:)
    Jedno jest pewne - nie poddam się:) Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa:)

    OdpowiedzUsuń
  16. To wyżej to oczywiście ja - jakoś nie chciało mnie zalogować, może faktycznie ten komentarz był za długi?
    Mam nadzieję, że zbytnio nie zamotałam swojej wypowiedzi:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Z nauką języków obcych jest tak, że granica między rozumie a nie rozumiem zanika gdy poznajemy dostateczną bazę słownictwa potrzebną do komunikowania się w obcym języku. Nauka staje się jeszcze szybsza jeśli mamy plan nauczania i wiemy czy jesteśmy wzrokowcami, słuchowcami czy czuciowcami, czyli za pomocą jakich zmysłów przyswajamy wiedzę najskuteczniej. Warto się przekonać jakim typem ucznia jesteśmy.

    OdpowiedzUsuń
  18. http://www.youtube.com/watch?v=MMYTbeutxzA
    tu masz 1 czesc jednego z odcinków :)
    czy teraz mozna mnie obserwowac? :) zmieniłam juz ustawienia. pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Szymon / monte1208 maja 2011 20:57

    nie obejdzie sie bez mojego komentarza:P

    A wiec. Bardzo spodobalo mi sie okreslenie "Myslec po angielsku". naprawde cos w tym tkwi i tak jak mowi Ev, trzeba zaczac myslec w innym jezyku, bo inaczej nic nie zwojujemy.

    Moja granica.. hmm. mysle ze ta granice przekroczylem jakos niedawno, bo pod koniec gimnazjum/na poczatku liceum, a ze teraz koncze 1 klase ogolniaka to niecaly rok temu. Bardzo fajne przezycie, choc moze nie trwalo ono 1 dzien, lecz jakis miesiac, gdy zaczalem ogladac serial skazany na smierc bez napisow i lektora bo nie mialem internetu a kumpel pozyczyl mi swoje plyty bez lektora. Po obejrzeniu pierwszego odcinka stwierdzilem, ze serial jest ciekawy, po czym odrazu zdalem sobie sprawe, ze prawie wszystko zrozumialem ( chodzi mi o sens wypowiedzi, bo co do pojedynczych slow i zwrotow to jeszcze daleka droga). No i obejrzalem wszystkie cztery serie w okolo 2 tygodnie. Bylem taki zafascynowany tym rozumieniem ze chcialem wiecej :D niestety swieta sie skonczyly i nie mialem juz tyle czasu. Ostatnio z czystej ciekawosci, czy duzo bym zrozumial obejrzalem pierwszy lepszy film (ktorego nie ogladalem wczesniej) bez lektora i napisow. Trafilem na Friday 13th . Po okolo 10 minutach ogladania zapomnialem ze ogladam film po angielsku:P Fajne uczucie, gdy przez lata malo stosuje sie jezyk w praktyce a tu nagle wlaczasz film i BACH-rozumiesz!!! :) teraz czekam na moment kiedy zaczne rozumiec duzo w jezyku chinskim ktory tak uwielbiam(nie musze malowac scian w pokoju... wszystkie sciany obklejone sa karkami o wymiarach 15x10 na ktorych sa chinskie znaki, co przypomina mi ich wyglad i tonacje[poprzez czeste ogladanie czegos zapamietujemy to nieswiadomie, np kazdy wie jak wyglada znaczek polsatu ogladajac ta telewizje od malego :P] ):D

    tu zakoncze moj jak zwykle rozbiezny komentarz
    pozdrawiam fanatykow obcych jezykow:)

    i keep y'all heads up bo juz sie z nas obcokrajowcy nabijaja ze caly czas chodzimy zadumani swoimi "problemami" bo przyslowiowy Kowalski nie poszedl nam po gaz do kuchenki. :)

    piona :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Michał (LangSpot) - samo czytanie Twojej historii mobilizuje mnie do nauki. Juz sie nie moge doczekać kiedy znowu tego doświadcze. Zapewne ta przygoda z angielskim Ciebie tez motywuje do nauki innych jezykow. :)

    Cinex- dzieki i juz wstawilam :) Co do rozmawiania z osobami, ktore sie dopiero ucza- ja sama nie lubie. Osoby, ktore sie ucza rowniez popelniaja bledy i w ten sposob boje sie po prostu, zeby to co umiem zle nie zostalo utrwalone u mnie ani u osoby z ktora mialabym rozmawiac. Znasz icq? mozna je pobrac tutaj http://www.icq.com/en.html - kiedys spedzalam na nim cale wieczory, bo caly swiat zna icq wiec mozna sporo znajomych zdobyc.

    qqwaya - w takim razie czekam ja i pewnie inni na Twojego bloga, zeby pojawialo sie na nim wiecej i czesciej :D a zeby sie pojawialo to musisz sie sama uczyc. Pamietaj, ze Twoja strona jest bardzo cenna dla greckim zainteresowanych osob ;)

    GlobalPlayer- a moglbys troche rozwinac swoja wypowiedz? i jak sie mozna przekonac, ktorym typem jestesmy? Prawdopodobnie bardzo to moze pomoc osobom, ktore dopiero rozpoczynaja nauke. Te ktore juz sie dlugo ucza wraz z czasem wypracowywuja sobie wygodna dla nich metode. Zmysly zmyslami, ale konsekwencja jest chyba najwazniejsza w nauce, a na to chyba nikt i nic po za nami samymi nie ma wplywu. :)

    Nalesnikowa dzieki, ale chwilowo nie chce rozpoczynac ogladania, nie mam na to czasu. Wole, zebys mi powiedziala za kilka odcinkow jak serial oceniasz i czy warto, wtedy sie zastanowie . ;)

    Szymon- wlasnie sie zastanawialm czemu nie komentujesz :D po pierwsze - odebrales mi temat wpisu na bloga o chinskim- chcialam wlasnie pisac o "karteczkowaniu" mieszkania, ale teraz, skoro juz o tym wspomniales.. teraz musisz napisac o tym Ty! hehe zartuje, chociaz jesli masz ochote to napisz a ja to umieszcze na stronie. Bardzo cenne sa dla mnie wszelkie doswiadczenia i refleksje innych osob uczacych sie chinskiego, zwlaszcza ze nie ma nas az tak wielu, a co raz wiecej osob chinskim sie zaczyna interesowac.
    A co do Twojego komentarza - oboje bardzo szybko znajdziemy sie "za granica", kto wie moze nawet pojedziemy do Chin :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Szymon /monte1209 maja 2011 19:05

    Co do tych kartek w mieszkaniu to mozesz rozwinac temat za mnie(udostpeniam Ci praw autorskich :P).

    Co do chinskiego, to prawda... malo osob jest uczacych sie tego jezyka (przynajmniej w Polsce), a pomyslow jak zmotywowac nieukow do nauki brak :)Chociaz..naklonilem moja siostre do nauki, co prawda nie chinskiego ale hiszpanskiego,no ale zawsze cos :D

    A do Chin mam zamiar jechac, tyle ze nie predko bo dopiero jak skoncze studia, bo teraz mi budzet na to nie pozwala:P Ale jak cos to ci napisz ei mozemy jechac razem hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  22. aha i co do icq... bardziej bym polecal www.livemocha.com stronka rewelacja:D mozna tam popisac z obcokrajowcami a dodatkowo porozwiazywac jakies testy np. z wymowy, ktore potem (jezeli przykladowo rozwiazujemy test z chinskiego) oceniaja rodowici Chinczycy.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja od jakiegoś czasu pochłaniam angielski bez problemu. Trudniej z dawaniem czegoś od siebie, ale faktycznie jestem już za tym punktem, bo przypominając sobie niemiecki z dawnych lat, mimowolnie i bez problemu mówię po angielsku.

    Co dziwne jestem ścisłowcem i czuję, jakbym nie miał problemów z rozumieniem języków obcych. Wydaje mi się, że to przez przeciążenie mózgu technikaliami przez kilka lat studiów informatycznych.

    Nie widziałem, żebyś miała w zestawie język rosyjski. Uczyłem się go w liceum. Przez jakieś pół roku nie mieliśmy podręcznika i nauczyłem się go nieporównywalnie szybciej niż innych.

    OdpowiedzUsuń