Witaj!

Samouctwo czy szkoła

Kilka dni temu Karol opublikował na swoim blogu wpis - Czy warto zapisać się na kurs językowy?-do którego skomentowania zabierałam się ze trzy razy, ale każdorazowo nachodziło mnie tyle przemyśleń związanych z tematem tytułowym oraz z kwestiami poruszonymi w komentarzach, że ostatecznie postanowiłam o wszystkim napisać tutaj.
Czym jest samouctwo:
Proces samokształceniowy (albo krócej samokształcenie) to tyle, co samodzielne, poddane autokontroli urabianie się osobnika w celu osiągnięcia jakiegoś mniej lub więcej uchwytnego (uświadamianego) i mniej lub więcej jasno określonego wzoru ( respective ideału ) osobowości”. Władysław Okiński

„(…) w rzeczywistości przy samokształceniu odbywa się proces o daleko szerszym zakresie – niż potocznie zawężane rozumienie wyrazu „samokształcenie” – jednocześnie kształcenie i wychowywanie siebie; strona umysłowa, duchowa, a w znacznej mierze i fizyczna człowieka integralnie podlegają przemianom, dokonywa się stopniowo i stale budowa ( nieraz przebudowa) całej osobowości w dążeniu do osiągnięcia założonego wzoru”. J.E. Baranowska
Samodzielna nauka nie prowadzi do zdobycia wyłącznie jednej umiejętności- w tym przypadku do wyłącznie opanowania języka.
Samouctwo jest nieustanną pracą nad sobą, która przekłada się na wygląd całego życie człowieka.

W kwestii nauki języków samouctwo jest wyborem w pewnym wymiarze wielokrotnie trudniejszym niż poddanie się szkole, trudniejszym ale zarazem przynoszącym nieporównywalnie większą korzyść.
Oczywiście do samokształcenia dochodzi również na kursie językowym, ale w dużo mniejszym stopniu- uczeń poddaje się narzuconemu schematowi i tylko od czasu do czasu wychodzi po za jego ramy.
Samouctwo to dosłownie samodzielne wychowywanie siebie. Uczeń:
  • kształtuje zaradność,
  • pracuje nad dyscypliną, mobilizacją, siłą woli, systematycznością, determinacją,
  • szuka rozwiązań, które działają najlepiej dla niego jako pojedyńczej jednostki,
  • poznaje zakres własnych możliwości,
  • obsewuje w jakich warunkach najlepiej przyswaja wiedzę,
  • eksperymentuje z różnymi technikami uczenia się,
  • uczy się na własnych błędach jak i na błędach innych, zmierzających w podobnym kierunku,
  • buduje wiedzę o świecie i nauce,
  • poszukując jednej właściwiej dla siebie drogi zdobywa ogromną wiedzę dotyczącą nizliczonej ilości kwestii, nie zawsze związanych konkretnie z nauką języków.

Proces samouctwa odbija się nie tylko na stopniu znajomości języka, ale na całej osobie i jej sposobie funkcjowania.
Poddanie się jednemu kursowi, bez wcześniejszego rozeznania w róznorodności  metod nauki, zamyka w schemacie. Może się zdarzyć, że wybrana metoda jest akurat idealna dla jednostki, ale tutaj szczęście jest losowe i lepiej wyłącznie na nim nie polegać.
Natomiast gdy okazuje się  nie pasować zainteresowanemu, może wyrządzić krzywdę, jest odpowiedzialne za :
  • zniechęcenie, zmęczenie, rozczarowanie,
  • błędne przekonanie  o braku talentu do języków,
  • wiarę w niemożliwość opanowania języka docelowego,
  • przekłamuje obraz trudności języka, wyolbrzymiając go,
  • ustawia granicę nie do pokonania,
  • może doprowadzić do przerwania I zaniechania nauki.
Kursy i lekcje prywatne, jeśli umiejętnie wykorzystane, mogą być wspaniałym dodatkiem do nauki języków, lecz poleganie wyłącznie na nich może stanowić błąd. 
To czy warto iść do szkoły czy nie, jest wysokiego stopnia skomplikowania.

Częste przekonanie, że szkoła wykona za jednostkę cały wysiłek, jest główną przyczyną niepowodzenia w nauce.
Pragnąc poznać język, bez wiedzy i zaineresowania procesem uczenia się,  owszem można się nauczyć. Jaki system nauczania w szkole czy na lekcjach taki faktyczny poziom ucznia. Poziom mało zachwycający przełoży się na mało zachwycające umiejętności zdeterminowanego do nauki ucznia.. Duze ryzyko straty czasu i pieniędzy.
Traktując szkołę jako dodatek do nauki, można wyciągnąć z zajęć bardzo wiele, dlatego że ma się zdrowo sprecyzowane oczekiwania i wtedy nauczyciela dopaduje się do siebie, a nie po prostu podda bezmyślnie narzuconym odgórnie technikom nauczania i tempu wprowadzania nowego materiału. W takiej sytuacji jednak można sobie zadać pytanie o sens szkoły, ponieważ jeśli ktoś zna swoje braki, wie co i w jakiej formie mu pasuje, to równie dobrze sam może zadbać o siebie i doskonalić się na własną rękę.

Samouctwo to ciężka na początku droga (na początku, gdyż z czasem przybiera formę rutyny jak poranna kawa) - nie każdy od razu może polegać na sobie. Nie każdy chce nad sobą pracować. Szkoła to jednak szkoła. Nakłada dyscyplinę i zakłada konkretny czas na osiągnięcie jasno sprecyzowanych celów. Jeżeli ktoś chce się nauczyć, ale ma problem ze zorganizowaniem własnej osoby i nie ma chęci na stawienie sobie czoła, temu szkoła może pomóc, ale znowu- tak jak napisał Karol w swoim artykule-szkoła się w którymś momencie skończy i będzie trzeba sobie zacząć radzić samemu. Jeśli wraz z końcem szkoły skończy się nauka, wkrótce cała mozolnie zdobyta wiedza wyparuje, więc na dobrą sprawę - po co było marnować czas i pieniądze?
Twierdząc teraz na początku nauki, że po zakończeniu szkoły będzie się na przyzwoitym poziomie i z pewnością podejmie się kontynuacji edukacji już na własną rękę, można zadać sobie pytanie skąd czerpie pewność, że skoro teraz nie jest w stanie wytworzyć rutyny, że później się to uda? Albo inaczej, sądząc że w dalszej przyszłości jednostka nie będzie miała problemu z samouctwem to czemu nie robi tego od początku? Co jest trudniejsze: nauka języka od podstaw czy rozwijanie  i utrzymywanie w formie tego co się już umie?
Szkołom oczywiście nie można też przypisać bezsensu. Wielu tak, ale bynajmniej nie wszystkim. Istnieją bardzo dobre szkoły i bardzo dobrzy nauczyciele, używający świetnych podręczników i metod, którzy potrafią spełnić swoją misję doskonale i wykształcić na świetnym poziomie uczniów, którzy im zaufali. Z tego powodu decydując się na szkołę czy nauczyciela warto poświęcić czas na rozeznanie w opiniach i faktach by trafić w najlepsze ręce, zamiast decydować się na pierwszy kurs z brzegu, który ma szansę okazać się nieporozumieniem.

Samouctwo od podstaw języka jest wartościowe.
Wyrabia nawyk przebywania z językiem od pierwszych chwil i ten kto samodzielnie osiągnie etap zaawansowan ten tak łatwo nie rozstanie się z językiem docelowym. Bogaty w wyrobioną potrzebę codziennego obcowania z tym językiem, własny sposób na język, świadomość włożonego trudu nie tylko w naukę, ale i w kształtowanie siebie, trudniej się podda niż uczeń wypuszczony na wolność po zaprzestaniu nauki.

Istnieje prawdopodobieństwo, iż samouk jest dużo bardziej związany emocjonalnie z nauczonym językiem niż osoba, w którą wuczają język w szkole.
Decydująca przestroga- nie zapomnijmy wspomnieć, że w wielu ludziach pójście do szkoły zabija wszeką miłość i fascynację do języka, któego zapragnęli się uczyć..
Każdy sprzeciw w stosunku do samouctwa w nauce języków obcych wynika z braku posiadania informacji w tym zakresie. Samokształcenie nie ma granic. Na tym polega, że nic go nie ogranicza. To my sami decydujemy i odpowiadamy za to co, jak, w jakim tempie, w jakiej jakości i na jakim poziomie. Nie ma nawet jednej kwestii w nauce języków, w której samouk nie może pokonać nawet najlepszego kursu, szkoły czy nauczyciela. Są sposoby na wszystko, na samodzielną weryfikację postępów, poprawności wymowy, akcentu, itd. 
 Samouctwo to mierzenie nie niżej jak do nieba.
A wy jak się na ten temat zapatrujecie?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Prześlij komentarz

17 Komentarze

  1. Szczerze, Ev, chciałbym coś napisać dłuższego, ale nie wiem co, bo w zasadzie jesteśmy zgodni w tej kwestii w stu procentach:)
    Może jedynie warto wspomnieć, że niestety zawsze znajdą się osoby, które będą uważać, że szkoła językowa to mus i inaczej się języka nie da opanować... Ale cóż, to już niekoniecznie nasz problem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również uważam, że ucząc się samemu osiąga się lepsze efekty. Jestem żywym tego przykładem. Do tego w takiej szkole na kolejne zajęcia musisz coś zrobić, nauczyć się, czasem czas nie pozwala i powstaje frustracja...robią się zaległości itd. A tak nie ma zaległości, a nauka jest przyjemnością i zabawą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się totalnie!W ogóle w kwestii samouctwa w zakresie języków obcych jak i w zakresie jakimkolwiek innym :D
    w ogóle przy okazji powiem, że trafiłam na Twojego bloga niedawno, bardzo mi się podoba (a trafiłam poprzez linki na blogu Karola, który też sprawdzam codziennie :D ). Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo motywacji, bo to najważniejsze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Karol - dzieki za komentarz :) Juz tez nie mam Ci co nawet odpowiedziec, wymienilismy sie wszystkimi spostrzezeniami u Ciebie na blogu :)

    Ksy-milo mi Ciebie tutaj widziec :) fajnie, ze zostawilas komentarz :) Czekam na wpisy na Twoim blogu!! :)

    cibik chochlaty- witam serdecznie i dziekuje za mile slowa i zyczenia motywacji, co jak co ale tego poki co mi nie brakuje, jedynie czasu mi brakuje, wiec wlasciwie jesli mozna to prosze o zyczenia wiekszej ilosci wolnego czasu :D heh pozdrawiam i Tobie rowniez zycze powodzenia w nauce jezyka/jezykow jakich sie uczysz oraz oczywiscie wiele wspomnianej motywacji. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nudno Ci się zrobi w tych komentarzach, ale ja też się zgadzam ;). Nie uważam, że szkoły językowe to zło - tak jak pisałam u Karola, sama nauczyłam się angielskiego właśnie na kursie i jestem z tego zadowolona - ale samouctwo ma tyle zalet... Zwłaszcza to dopasowanie tempa do samego siebie, o którym pisała Ksy. Uch, jak mi tego brakuje na studiach! Jakby był tu mniejszy zapieprz, to pewnie uczyłabym się i lepiej, i pilniej, i sama pogłębiała wiedzę z zajęć, i pewnie nawet lubiłabym japoński. A tak zasuwam, dzień po dniu, żeby się ze wszystkim wyrobić... I co z tego, że chce mi się obejrzeć japoński serial, jak nie mam na to czasu?
    Z drugiej strony, jeszcze żadnego języka nie nauczyłam się samodzielnie, więc może nie powinnam się póki co wypowiadać :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny post. Naprawdę, przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Szczególnie początek, bardzo inspirujący. Dziękuję.

    Opierając się na całym tekście, a szczególnie na podsumowaniu, zakładam, że pisząc "Samouctwo to trudniejsza droga - nie każdy może polegać na sobie." miałaś na myśli to, że nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że może polegać na sobie, a nie to, że rzeczywiście są ludzie, którzy 'muszą być uczeni' i nie mogą 'uczyć się sami'. Gdybym jednak się mylił, to byłaby to jedyna myśl w twoim tekście z którą nie mógłbym się zgodzić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że tak :)
    Dla potwierdzenia opowiem Wam pewną historię. Dawno temu, kiedy w Polsce zobaczenie obcokrajowca graniczyło z cudem, na obozie pełnym młodzieży pojawił się jeden i zapytał, czy może rozbić namiot. Ludzie próbowali z nim rozmawiać po angielsku, ale szło to strasznie topornie, aż w końcu podszedł jakiś chłopak i zaczął z nim swobodną pogawędkę. W tłumie można było usłyszeć.
    -Ja się uczyłam 3 lata i jestem daleko za nim
    -Ja 8. Raanyy.
    Jak skończyli, to wszyscy go zapytali, ile się tego angielskiego uczył.
    -Rok
    -Gdzieee?
    -Nigdzie, sam się nauczyłem.

    I to jest różnica między dowolną szkołą, gdzie "mnie nauczą" a samokształceniem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po części masz rację, ale szkoła językowa (czy też nauczyciel w jakiejkolwiek postaci) nie tylko dyscyplinuje, ale też koryguje błędy. A to dość istotne, bo jeśli na dzień dobry nikt nas nie poprawi, nabieramy złych nawyków.
    Moim zdaniem warto przynajmniej na początku uczyć się języka z nauczycielem. Poza tym, po osiągnięciu pewnego poziomu jest też łatwiej się dokształcać - można czytać w języku obcym, zawierać znajomości internetowe itp, tak że po nauce w szkole niekoniecznie musimy od razu rzucić naukę. Zresztą, ktoś, kto nie będzie umiał się zdyscyplinować mając już pewną wiedzę, raczej tym bardziej nie da razy z nauką od zera.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ola - właśnie to jest najgorsze w nauce zorganizowanej, szczególnie na początku. Zanim człowiek oswoi się z językiem, to już ma podcinane skrzydła, przekonanie, że popełnia same błędy i lęk przed odezwaniem się.
    A potem ofiary tego systemu na widok obcokrajowca w firmie chowają się po kątach.
    Tymczasem obcokrajowcy jakoś nie mają problemu ze zrozumieniem tego, co polski nauczyciel już dawno uznałby za absolutnie niedopuszczalne.

    To przypomina sytuację, kiedy człowiek stoi nad wodą, ale nie może się w niej zamoczyć, bo jeszcze się nie przygotował wystarczająco. I takich stojących nad wodą ludzi, którzy od wielu lat chodzili na lekcje danego języka, mamy w Polsce aż za wielu.

    Dlatego ja bym powiedziała wręcz odwrotnie - nauczyciel jest dobry, jak już człowiek czuje się na tyle pewnie, że poprawianie błędów go nie zniechęci, nie zablokuje, a jednocześnie widzi, że czegoś mu już brakuje.

    Jednocześnie trzeba pamiętać, że język służy do porozumiewania się. W tej sytuacji szkoła dla wielu osób jest sytuacją sztuczną. Kiedy rozmawia się w obcym języku z osobami rozumiejącymi polski. Wiele osób nie jest w stanie wykrzesać z siebie odpowiedniej motywacji do robienia czegoś tak... pozbawionego sensu. Te same osoby w kontakcie z obcokrajowcem, który naprawdę inaczej ich nie zrozumie, uczą się błyskawicznie.

    To nie znaczy, że wykluczam szkoły, ale na pewno bym ich nie przeceniała, a uważam, że inne metody są niedoceniane.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aithne- dzieki za komentarz. Problem ze znalezieniem czasu to tez moj najwiekszy problem w nauce, ale nie zamienilabym jednak mojej wolnosci w nauce jakis kurs.. Szczerze mowiac, mnie tez, podobnie jak Ciebie, studia zniechecily do nauki jezyka.. jak nie mam kogos kto mnie pilnuje to ide do przodu jak burza, z pasja, a jak tylko pojawia sie obowiazek, wtedy znika wszelkie zamilowanie.. :/ no ale coz.. dlatego nie dla kazdego jest szkola.. :)

    gregloby- dzieki za mile slowa! Oczywiscie chodzilo mi o to o czym napisales, nie ze sa ludzie, ktorzy nie moga polegac na sobie, ale raczej ze to wywodzi sie z ich niecheci do pracy nad samym soba i po prostu, moze bardziej okreslenie "lenia sie" wziac sie w garsc, bo wydaje mi sie, ze kazdy przy odrobinie pracy i checi moze zadbac o samodyscypline. :)

    Kor-ka - dzieki za podzielenie sie historia. Nawet nie bardzo mam ja jak skomentowac bo z samej tresci bije ewidentny przekaz. :)

    Ola- nie do konca sie zgodze z Twoja wypowiedzia. Otoz znam teorie nauki jezykow, ktore glosza, ze uczniow nie nalezy poprawiac gdy popelnia blad- dlatego, ze moze to wzbudzic u nich oniesmielenie do mowienia/uzywania jezyka, moze sie pojawic lek, wstyd i inne bariery. Ale nie zaprzecze tez, ze nauczyciel jest zbedny. Jesli ktos nie radzi sobie z nauka jezyka, nie wie jak sie za nia zabrac, to nauczyciel moze byc zbawieniem. Pol zycia obserwowalam, jak pewna nauczycielka uczyla angielskiego i chyba wszyscy jej uczniowie, Ci ktorzy sluchali jej rad wyszli na tym genialnie i zapewne do tej pory wspominaja ja za najlepsza rzecz, ktora mogla im sie przytrafic na ich drodze nauki jezyka. Wielokrotnie zazdroscilam im i chcialam, zeby uczya i mnie, ale ilekroc mi sie zbieralo na to, tyle razy ona kazala mi przerabiac kolejno lekcje z podrecznika, a jak skoncze jeden podrecznik to mialam robic drugi. Nie uczyla mnie siedzac ze mna po45-60 minut, na zasadzie lekcji jakie prowadzila ze swoimi uczniami, ale kazala uczyc sie samej. Moja najwazniejsza lekcja, ktora odebralam od tej nauczycielki jest to aby nie bac sie popelniac bledow i aby sie nauczyc trzeba sie uczyc. Jeden podrecznik po drugim. I nie szukac wymowek, ale uczyc sie "i jesli dzien jest za krotki to uczyc sie jak wietnamczyk po nocach". Zeby sie nauczyc po prostu trzeba sie uczyc. A jesli duzo sie uczysz to w pewnym momencie zauwazysz, ze masz zle nawyki i to co uwazasz za prawidlowe, wcale takie nie jest.Pojawi sie to gdzies kiedys, przy okazji przerabiania jakiegos podrecznika, czytania wyjasnienia, czytania ksiazki, mowienia itp. samoksztalcenia nie trzeba sie bac, ono rozwija bardzo mocno. Jest wspaniala podroza i poznawaniem wlasnych mozliwosci. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ev, Wietnamczycy uczą się po nocach? :D
    Podpisuję się rękami i nogami pod tym wpisem. Co do nauczycieli - są lepsi i gorsi, jak napisałaś, tych bardzo dobrych jest niestety bardzo, bardzo mało. Nauczanie powinno być pasją życiową dla osoby wykonującej zawód lektora, a bardzo, bardzo rzadko jest i wtedy nie można mówić o efektywnej nauce, bo siedzi się z uczniem i tylko przerabia kolejne rozdziały podręcznika, nie zważając na to, czy uczeń umie coś lepiej czy gorzej, czy ma większe wątpliwości czy mniejsze itd. Chociaż oddzielną sprawą jest to, że nauczyciel, nawet nejlepszy, nie jest w stanie zmusić nas do codziennego kontaktu z językiem - lekcja wypada raz/dwa razy w tygodniu, uczniowie nigdy nie rozbiją sobie pracy domowej uczciwie na wszystkie dni przerwy, żeby mieć kontakt z językiem, i co w takiej sytuacji poradzić? Tylko osoba, która sama z siebie usiądzie każdego dnia, także poza lekcją, do języka, może odnieść sukces!

    OdpowiedzUsuń
  12. zajezykuj - tak na prawde nie wiem czy wietnamczycy ucza sie po nocach, nie wiem skad to sie wzielo to powiedzenie u tej nauczycielki, ale tak wiecznie powtarzala, moze bylo wymyslone i mialo to wplynac na motywacje? Jednakze nie ma to dla mnie wiekszego znaczenia, wywolalo u mnie zamierzony skutek. Jak mam chwile depresji jezykowej to wyobrazam sobie biednego wietnamczyka, skulonego nad ksiazkami w swietle swiec, wytezajacego wszystkie zmysly podczas nauki. Wtedy zazwyczaj zagryzam zeby i mowie " i ja tez moge!" hehe
    Najlepszy naczyciel nie jest w stanie zmusic nas do codziennego kontaktu z jezykiem, ale jest w stanie zarazic entuzjazmem, fascynacja i potrafi nas zmobilizowac na tyle, ze sie nam moze chciec :) No i najwazniejsze - dobry nauczyciel sprawi, ze bedziemy w siebie wierzyc.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam, Ev dzięki bardzo za ten post, widzisz ja miałam bardzo duże opory przed uznaniem, że języka mogę nauczyć się sama. Szkoła językowa wydawała mi się niezbędna. Dzięki szkole i wymagającym nauczycielom doszłam do poziomu zaawansowanego w angielskim, choć, gdy teraz z perspektywy czasu na to patrzę, to zdaję sobie sprawę, że postępy robiłam, wtedy, gdy siedziałam godzinami wałkując słówka i przerabiając ćwiczenia z gramatyki w domu :)
    Nie mniej jednak, moją naukę francuskiego, traktuję jak przygodę, no i jestem ciekawa jak mi pójdzie.... bez kartkówek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rameau - nie ma za co :) Trzymam kciuki za Twoje postępy we francuskim i też jestem ciekawa jak na dłuższą metę będzie Ci się podobać samodzielna nauka. Będę do Ciebie zaglądać czytać o Twoich wrażeniach (o ile nie będą napisane po francusku ;) ) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Mnie jednak pociąga samouctwo, człowiek może się bardzo samozdyscyplinować. Od czasu do czasu chodzę na korepetycje. Fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie opisany post, bardzo mi się podoba dobrze że poruszasz także takie tematy, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Samemu też można się czegoś nauczyć jeśli ktoś ma chęci. Jednak moim zdaniem zapisanie do chociażby takiej szkoły językowej jak https://lincoln.edu.pl/ da nam dużo lepsze efekty. Też bardziej jest się zdyscyplinowanym uważam. A ta szkoła jeśli chodzi o skuteczność nauczania ma bardzo dobre opinie.

    OdpowiedzUsuń